myślałam, że będzie lepiej. jednak przy zakończeniu moje zażenowanie osiągnęło apogeum. faktycznie sztuczność i teatralna bajkowość cudownego optymizmu na mnie nie działają.
brawa jedyne za mirandę richardson, od razu mnie urzekła. momentami jej postać przypominała mi postać bree z serialu "gotowe na wszystko", ale to luźne skojarzenie.